niedziela, 23 lipca 2017

Novaclear Atopis czyli kosmetyki, które moja skóra uwielbia!


W moje rączki jakiś czas temu wpadł płyn do mycia twarzy/ciała oraz nawilżający balsam - również do ciała - od firmy Novaclear z serii Atopis. Jak wiadomo, każdy taki kosmetyk trzeba porządnie przetestować. Nieszczęśliwe posiadaczki suchej, atopowej i wrażliwej skóry (takie jak ja) muszą szczególnie uważać na to, co nakładają na swoją twarz. Na samym początku chciałabym podkreślić, że jest to wyłącznie moja opinia, a także krótki opis wrażeń po użytkowaniu tych kosmetyków. Zaznaczam, iż mam skłonność do alergii, a więc kosmetyk, który mi pomoże a nie uczuli jak wiele innych jest dla mnie, zapewne też dla Was na wagę złota!

Płyn do mycia twarzy i ciała.
Składniki główne to: organiczny olej konopny, ekstrakt z korzenia lukrecji, gliceryna, pantenol, witamina E.
Znając już skład produktu możemy go dokładniej przeanalizować. A więc... Co dzięki poszczególnym  składnikom uzyskamy my, użytkownicy?
Organiczny olej konopny - jest to produkt hipoalergiczny, więc nadaje się on idealnie dla osób, które zmagają się z problemem nadwrażliwości skóry. Jest także odpowiedni dla delikatnej skóry dziecka. Ma właściwości łagodzące, gojące i kojące. Wspomaga leczenie wielu chorób skórnych, m.in. w atopowym zapaleniu skóry, łuszczycy, trądziku oraz w przypadku skóry nadmiernie suchej, z oznakami starzenia. Zapewne ktoś zastanawia się dzięki czemu zawdzięcza on swoje właściwości? M.in. dzięki temu, że zawiera w sobie dużo większe stężenie kwasów (omega 3, omega 6) niż większość popularnych olejów roślinnych. Kolejnym jego plusem jest fakt, iż wpływa on równie korzystnie na cement międzykomórkowy. Wzmacnia hydrolipidową barierę, a co za tym idzie skóra jest lepiej chroniona przed działaniem wiatru, słońca, a także niskich lub wysokich temperatur.
Ekstrakt z korzenia lukrecji - ma działanie przeciwutleniające, bakteriostatyczne, przeciwalergicznie, przeciwzapalnie oraz chroni przed promieniowaniem UV - możemy czuć się o wiele bezpieczniejsi.. 
Gliceryna - to właśnie ona posiada w sobie właściwości nawilżające i zmiękczające oraz pełni funkcję natłuszczającą i higroskopijną.
Pantenol - działa leczniczo i łagodzi wszelkiego rodzaju podrażnienia skóry, czy też zaczerwienienia.
Witamina E - ma zdolność neutralizowania wolnych rodników, wbudowuje się w warstwy naskórka i struktury błon komórkowych, czego efektem jest ochrona przed utlenieniem i zniszczeniem warstwy lipidowej naskórka. Zapobiega także wysuszeniu skóry i powstawaniu stanów zapalnych, zmniejsza rumień i obrzęk spowodowany promieniowaniem ultrafioletowym, sprzyja tworzeniu kolagenu, poprawia elastyczność, wygładza, doskonale nawilża skórę, przeciwdziała zmianom starczym, pomaga w likwidowaniu tzw. plam starczych, czyli przebarwień skóry, najczęściej pojawiających się na twarzy i dłoniach. 
Co o produkcie mówi nam producent? 
"Płyn delikatnie oczyszcza skórę bez naruszania jej naturalnej bariery. Unikalna formuła preparatu, oparta na innowacyjnym połączeniu organicznego oleju konopnego z ekstraktem z korzenia lukrecji, wykazuje wysoką skuteczność w pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej i atopowej. Organiczny olej konopny odbudowuje warstwę hydrolipidową naskórka zapewniając jednocześnie skuteczne i długotrwałe nawilżenie (Omega 3-6-9). Ekstrakt z korzenia lukrecji łagodzi podrażnienia i eliminuje świąd. Gliceryna działa nawilżająco oraz ułatwia przenikanie składników aktywnych w głąb skóry. Pantenol przyspiesza procesy regeneracji naskórka. Witamina E chroni skórę przed niszczącym działaniem wolnych rodników. Płyn przywraca skórze komfort i ukojenie. Preparat przeznaczony do codziennej pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej i atopowej."
Co ja o nim sądzę?
Pozwolę sobie zacząć od konsystencji i zapachu. Produkt ma postać nieco rzadszego, przezroczystego żelu o lekkim, a jednak specyficznym zapachu. Nie zauważyłam, aby po myciu był on wyczuwalny na skórze. Niektórym może on trochę przeszkadzać, jednakże inni (tacy jak ja) szybko się do niego przyzwyczają. Przy regularnym używaniu tego płynu zauważyłam poprawę stanu mojej skóry. Nie była ona aż tak zaczerwieniona, a i wszelkie zmiany uczuleniowe i tym podobne na niej zmalały/wyblakły/zniknęły. Jedynym minusem jest sama tubka - chociaż nie brudzi się w aż tak dużym stopniu w trakcie kąpieli potrafi być odrobinę uciążliwa... Może głównie przez to, że produkt ten jest trochę rzadszy, niż mogłabym się po nim spodziewać. Jednak nie utrudnia to korzystania z jego dobrodziejstw.
Nawilżający balsam do ciała.
Składnikami głównymi są: organiczny olej konopny, ekstrakt z korzenia lukrecji, gliceryna, alantoina.

Składnikiem, który odróżnia od siebie te dwa  produkty jest alatonina, zatem jakie są jej właściwości?
Alatonina - przede wszystkim łagodzi podrażnienia skóry, które bardzo często są wywołane kontaktem z płynami do mycia
naczyń, proszkami do prania, mydłem i substancjami o pH zasadowym lub kwaśnym. Chroni skórę przed drobnymi zranieniami, uszkodzeniami, otarciami i oparzeniami słonecznymi. Dzięki właściwościom keratolitycznym, czyli regulującym rogowacenie skóry, oczyszcza martwe fragmenty tkanki, zmiękcza oraz wygładza powierzchnię skóry. Alantoinę stosuje się przede wszystkim jako środek pobudzający ziarninowanie, czyli powstawanie nowej tkanki łącznej, zawierającej bogatą sieć naczyń włosowatych, oraz przyspieszający gojenie ran.
Co o produkcie mówi nam producent?
"Polecany do codziennej pielęgnacji i ochrony skóry suchej, wrażliwej i atopowej z tendencją do przesuszania się. Szybko się wchłania, nie pozostawiając na skórze i ubraniach tłustego filmu. Unikalna formuła balsamu, oparta na innowacyjnym połączeniu organicznego oleju konopnego z ekstraktem z korzenia lukrecji przywraca skórze naturalną fizjologiczną równowagę, optymalne nawilżenie i miękkość. Organiczny olej konopny odbudowuje powłokę hydrolipidową naskórka i uzupełnia uszkodzenia cementu międzykomórkowego zapobiegając transepidermalnej utracie wody (TEWL). Ekstrakt z korzenia lukrecji silnie wiąże wodę w naskórku, łagodzi podrażnienia i eliminuje świąd. Gliceryna nawilża skórę oraz ułatwia przenikanie składników aktywnych w głąb skóry. Alantoina chroni i regeneruje naskórek oraz działa przeciwzapalnie. Krem poprawia natłuszczenie i nawilżenie skóry. Preparat chroni przed nawracającymi objawami nasilonej suchości i szorstkości skóry." 
Co ja o nim sądzę?
Balsam do ciała tak jak większość tego typu produktów ma gęstą konsystencję o specyficznym zapachu (identycznym jak płyn) oraz białym kolorze. Dobrze się wchłania. Jednym z minusów jest to, iż zapach ten lekko utrzymuje się na skórze - nie jest nazbyt  bardzo uciążliwy i po krótkim czasie wietrzeje. Tubka w tym przypadku sprawdza się o wiele lepiej, bo produkt ten od swojego wcześniej opisywanego poprzednika jest gęstszy. Tak więc mamy odrobinę większą kontrolę nad ilością produktu nanoszonego na naszą skórę. U mnie się sprawdził. A w połączeniu z płynem znacznie poprawiły kondycję mojej skóry. A Wy macie jakieś ulubione produkty które ratują Waszą skórę?

Więcej o tej serii kosmetyków możecie przeczytać na stronie http://atopis.pl/


Czytaj dalej »

czwartek, 1 czerwca 2017

Pierwsze pędzle do makijażu!

Dawno mnie tutaj nie było, prawda? Musicie mi to niestety wybaczyć. Pociesza mnie perspektywa wakacji, większej ilości czasu który będę mogła przeznaczyć na zadbanie o bloga. :) 
Dzisiaj przychodzę do was z recenzją pędzli. Od jakiegoś czasu makijażem bawię się na "poważniej" co było głównym czynnikiem decyzji "No halo! Nie mam porządnych pędzli, czas to zmienić!" Na samym początku myślałam aby zamówić je na wszystkim nam chyba znanym aliexpress. Co mnie do tego zniechęciło? Czas czekania. Zaczęłam więc przeczesywać internet w poszukiwaniu jakiegoś zestawu który nie powaliłby mnie swoją ceną (na sam początek nie chciałam inwestować w nie wiadomo jakie pędzle ponieważ nie widziałam sensu wydawania nie wiadomo jakiej kwoty na coś, co będzie mi na samym początku służyło do nauki tego co i jak) I oto znalazłam! Przeczesywałam allegro i trafiłam na to coś! :) Większości chyba znane sławne puchacze z ali. Wysyłka była z Polski (jeden z ogromnych plusów, po wysłaniu przelewu paczkę otrzymałam po dwóch dniach) oraz cena nie była jakaś przerażająco wielka (kolejny wielki plus) 
Czy czegoś się bałam?
Chyba najbardziej tego co znajdę w tej paczce. Od tego samego sprzedawcy zamówiłam pędzle, "jajeczko" do czyszczenia pędzli oraz breloczek (wszystko tak naprawdę w podwójnej ilości ponieważ moja koleżanka podczepiła się pod moje zamówienie) Co nastąpiło gdy otworzyłam paczkę? Początkowo wielki szok- nie spodziewałam się rzeczy w tak zadziwiająco dobrym stanie, dodatkowo myślałam że wszystko będzie śmierdzieć typową chińszczyzną. Jednak to kolejne zaskoczenie! Jedyne co pachniało mi trochę "brzydziej" to folia w którą wszystko było zapakowane (możliwe, że było to winą kleju który sklejał opakowania) Pędzle same w sobie nie miały praktycznie żadnego zapachu. Jajeczko i breloczek tak samo. 
I co z tymi pędzlami?
Jestem po kilku tygodniach używania ich i mogę stwierdzić z czystym sumieniem, że jestem totalnie zauroczona! Są mięciutkie, gdzieniegdzie na samym początku wystawały pojedyńcze włoski- nie przeszkadzało to w użytkowaniu, można było je na spokojnie obciąć. Po kilku myciach rączka pędzla nie odkleja się, nie rusza na boki- krótki mówiąc twardo trzyma się na swoim miejscu :) Pędzle nie zabierają dużo produktu- bynajmniej ja nie zauważyłam takiego zjawiska. Po myciu i wysuszeniu wszystkie włoski grzecznie wracają na swoje miejsce, nie odpadają od skuwki. Można nimi naprawdę fajnie blendować cienie na powiekach, praca z nimi jest przyjemna oraz szybka :) Nie uczuliły mnie- jestem alergikiem i u mnie różnie to bywa, na szczęście nic takiego nie miało miejsca (a najbardziej bałam się chyba tego!) Jeżeli zaczynacie swoją przygodę z makijażem i nie chcecie inwestować nie wiadomo jakich kwot w pierwsze pędzle to mogę wam polecić ten zestaw z czystym sumieniem. A Wy? Macie swoje ulubione zestawy pędzli? Albo ulubione firmy produkujące pędzle? :) 

Czytaj dalej »

czwartek, 26 stycznia 2017

Dieta nie musi być nudna- omlety z mleczkiem kokosowym.


Jak tam Wasze postanowienia i siły na Nowy Rok? Jeżeli dalej trzymacie się swoich ustaleń- możecie być z siebie dumni. Bo ja jestem z Was strasznie dumna. Dzisiaj znów sporo mojego gadania, w sumie... o wszystkim i o niczym. Mam nadzieje że nie macie do mnie o to pretensji. W fazie testów jest kilka kosmetyków- więc możecie się spodziewać kilku recenzji. Ale wszystko w swoim czasie.
Dzisiaj przychodzę do Was z prostym przepisem który ma na celu udowodnić że zdrowe jedzenie nie jest nudne ani ohydne. Wręcz przeciwnie! Zachwyca swoim wyglądem i smakiem!
A więc zacznijmy od podstaw. Co będzie potrzebne do przygotowania omletów z mleczkiem kokosowym?




Składniki:
  • 2-3 łyżki mleczka kokosowego
  • 2 czubate łyżki mąki (możecie użyć mąki pszennej, owsianej lub jakiej sobie wymarzycie, jedyne o czym musicie pamiętać to to, że ciasto powinno wyjść dosyć gęste)
  • 2 jajka
  • odrobina proszku do pieczenia
  • dodatki (u mnie 3 pokrojone drobno kostki gorzkiej czekolady, pokrojony w kosteczkę banan oraz łyżeczka wiórków koksowych)

Przygotowanie:
  1. Jajka rozbij. Oddziel białka od żółtek.
  2. Białka ubij na sztywno w misce dodając szczyptę soli.
  3. Do ubitych białek dodaj mąkę, żółtka oraz proszek do pieczenia. Miksuj to na najmniejszych obrotach aż do uzyskania jednolitej masy.
  4. Do otrzymanej masy dodaj mleczko kokosowe oraz dodatki według uznania. Wymieszaj.
  5. Tak przygotowaną mieszankę przelej na patelnie (ja podzieliłam masę na dwie części ponieważ smażyłam je na małej patelni) Smaż do momentu aż omlet będzie zarumieniony z obu stron.
Omlety można podawać w towarzystwie sosów/ dżemów. Chociaż same w sobie są genialne! Ciasto jest puszyste i delikatne. Masę możecie też dosładzać według uznania. Mi jednak taka podstawowa wersja podana z zimnym mlekiem w zupełności wystarczyła. Przygotowanie zajęło jakieś 15 minut. Takie danie jest na pewno lepsze od wszelkich słodkich gotowców typu ciastka, ciasteczka i tym podobne. Wiemy dokładnie co znajduje się na talerzu. A w dodatku smak jest obłędny. 
A Wy? Lubie omlety? Dajcie znać jeżeli wypróbujecie przepis :)




Czytaj dalej »

piątek, 6 stycznia 2017

Witaj 2017!


Hej wszystkim! Musicie wybaczyć, że posty pojawiają się tak nieregularnie. Cały czas staram się rozwijać Modową, jak również Książkową Lyssę (Jeżeli szukacie niebanalnych recenzji ciekawych książek wpadnijcie tam. Przy okazji jeśli już tak wszędzie Was zapraszam. Może zajrzycie do mnie na instagrama?) A do tego dochodzi szkoła, nauka i wszelkie inne rzeczy, które przywłaszczają sobie kategorię PILNE.
No dobra, promocja promocją, ale trzeba się wziąć do roboty. Prawda? Mamy nowy rok, nowe pokłady siły, więcej energii, jesteśmy pełni zapału, trzeba to wykorzystać!
Nie mam zamiaru wypisywać Wam wszystkich moich postanowień, bo po co? Każdy z nas ma swoje własne cele, ambicje. Ten post ma być wyjątkowy. Nie będę zarzucać Was hasłami typu "Nowy Ty, Nowa Ja!" Bo to nie dość że głupie i irytujące (bycie w różnych "fit" grupach na facebook'u = pełno takich postów) to na dodatek przereklamowane.
Wiem, piszę ten post 2 stycznia, a pojawi się pewnie jeszcze później. Wszyscy jesteście pełni niepohamowanej pewności siebie i przekonania, że tym razem uda Wam się spełnić postanowienia z 2016 roku, zaplanowane w 2015 roku... Że te nowe 365 dni do wykorzystania będą wasze. I życzę Wam tego, z całego serducha.Aby każdy z Was, co najważniejsze wytrwał i się nie poddał.

Od pewnego czasu staram się przestrzegać trzech prostych zasad.

I wiecie co? Czasem wychodzi mi to lepiej, czasem gorzej. Ale z takim nastawieniem żyje mi się o wiele lepiej i łatwiej. Znalazłam pasję, którą staram się rozwijać a co najważniejsze- staram się nie poddawać mimo wszelkich przeciwności, bo chyba to jest w tym wszystkim najważniejsze, prawda?
Każda droga będzie w pewnym sensie ciężka. Będą przeszkody lżejsze i cięższe. Ale gdy je pokonamy będziemy mogli z dumą stanąć przed wszystkimi którzy w kółko nam powtarzali

NIE DASZ RADY.


I wiecie co? Jestem świadoma, że za te kilka dni, miesięcy, a może i lat to ja stanę przed takim kimś, z wysoko podniesioną głową, patrząc tej osobie w oczy stwierdzę:

JA nie dałam rady? Tak? A gdzie TY teraz niby jesteś? To TY nie dałeś rady.

Bądźmy uparci i nie dajmy sobie wmówić, że mamy być pod czyjeś dyktando, aby spełniać oczekiwania innych osób. Mamy czuć się dobrze sami ze sobą. I tego się trzymajmy.

Wszystkiego co najlepsze w 2017 roku! Wytrwałości, wytrwałości a przede wszystkim... WYTRWAŁOŚCI.



Czytaj dalej »

sobota, 5 listopada 2016

Jesień jesieni nie równa.

Hej cześć i czołem! Dawno nie było tutaj mnie i Pauliny, prawda? Ale spokojnie. To wszystko przez szkołę. Trochę ponad tydzień a my zaczynamy praktyki zawodowe- co wiązało się z natłokiem sprawdzianów oraz w moim przypadku lataniem z papierkami i umowami. Ale spokojnie, nie zapomniałyśmy o blogu! 
Jeśli chcecie wiedzieć co u nas, i jeszcze się wam nie znudziłyśmy zawsze możecie zajrzeć na nasz instagram Rama Modowa gdzie serdecznie was zapraszamy! (Dzięki zaobserwowaniu naszego profilu szybciej będziecie wiedzieć o tym kiedy i co będzie pojawiać się na blogu) Myślę że w czasie praktyk pojawi się trochę postów niby-kulinarnych, może trochę przemyśleń a jeśli Paulina się postara to trochę stylizacji oraz kilka recenzji kosmetycznych.
Czemu niby-kulinarne? Ani ja ani Paulina nie jesteśmy jakimiś zawodowymi mistrzami kuchni. Wszystko robimy dla czystej zabawy oraz chęci spróbowania czegoś nowego. A przy okazji sprawdzamy czy przepisy są możliwe do wykonania dla człowieka o niezbyt wysokich zdolnościach kulinarnych.
Dzisiaj będzie sporo rozpisywania się bo i do opowiedzenia jest bardzo dużo. 
Pewnie wszyscy już zauważyliście wszechobecną aurę jesieni. Rano człowiek nie ma chęci wstać z ciepłego łóżeczka do tego zimnego świata gdzie władze sprawuje hulający wiatr oraz nierzadko deszcz, a ostatnio nawet odrobina śniegu! (No i jak tu się cieszyć z tej jesieni? Ani to ciepłe ani jakieś praktyczne... Okej, lubimy zimne klimaty ale tylko wtedy gdy jesteśmy na wycieczce w Narnii...)
Wiecie co w tym wszystkim jest najbardziej załamujące? Mamy listopad, prawie dwa miesiące do końcówki roku wszystkiej przez nas wyczekiwaną... a w telewizji, gazetkach reklamowych da się zauważyć... ŚWIĘTA.
Tak. Świąteczne akcesoria do zdobienia ciast. Hasła w stylu "Dzięki nam będziesz mógł przygotować prawdziwy świąteczny posiłek..." W niektórych większych sklepach nawet da się zauważyć niby przypadkowe ustawienie wszelkich najnowszych zestawów zabawkowo-prezentowych praktycznie przy samym wejściu.
Czy tylko dla mnie jest to dość żenujące? Święta nie są już tym, czym były kiedyś. Już nawet nie patrzmy na to że śnieg w Wigilię staje się czymś nieosiągalnym. Tej atmosfery nie ma i wątpię żeby miała wrócić. Czasy w których jako mały gnojek z wytęsknieniem czekało się na "Kevina samego w domu" zamieniły się w czasy "Boże, nie mają czego puszczać? Znowu ten Kevin?" 
Niedługo choinki i lampki wszechobecne na wystawach sklepowych będziemy mogli zaobserwować już w okolicach września... Bo im szybciej, tym lepiej. Kto pierwszy, ten lepszy... Wiem, sama staję się teraz nie lepsza pisząc o tym. Jednak temat skłonił mnie do napisania tego postu w celu przedstawienia mojej opinii.
A co wy o tym sądzicie? Reklamy świąteczne w listopadzie przeszkadzają wam? A może nie macie nic przeciwko temu? A atmosfera świąteczna? Czujecie ją? Czy święta może wyglądają inaczej?
Czytaj dalej »

piątek, 23 września 2016

Sory, taki mamy klimat

Od zawsze wiadomo że klimat w naszym kraju lubi zaskakiwać. Każda pora roku wiąże się z wieloma niespodziankami. No bo komu niby przeszkadza burzowe lato? Albo deszcz w zimę? Trochę dreszczyku emocji niczym w grze o milion. 
Jednak czasami pogoda może być naprawdę fajna. Zacznijmy od tego że każda pora roku jest piękna na swój sposób, i w każdej z nich mamy wiele, podkreślam WIELE możliwości. Jesień i zima to chyba dwie z nich które są najbardziej "czytelnicze" Bo co robić zimnymi wieczorami pod ciepłym kocykiem z kubkiem ulubionej herbaty w ręku niż czytać ukochaną książkę? Bo co może być bardziej fascynującego od poznawania losów uwielbianych przez nas bohaterów?
A lato? Zazwyczaj jest idealną porą aby... Wziąć się za siebie. Piękna pogoda, spotkania ze znajomymi a do tego pełno wolnego czasu (no bo przecież pierwsze co kojarzy się z latem to wakacje) Tyle możliwości a ludzie i tak wolą gnić przed telefonami lub komputerami. Smutne lecz prawdziwe.
Mam wiele postanowień które dotyczą akurat jesieni, mam nadzieje że uda mi się wszystkie spełnić. A oto kilka z nich:
  • przeczytać książki z listy czytelniczej (która dalej jest w tworzeniu)
  • rozwinąć się pod względem fotografii (estetyka bloga na pierwszym miejscu)
  • nauka, nauka i jeszcze raz nauka!
  • zacząć uczyć się grać na gitarze (ach te spełnianie marzeń)
  • jak najwięcej wyciągnąć ze spotkania dla blogerów które szykuje się już za trochę ponad miesiąc! (relacji mojej i Pauliny ze spotkania możecie się spodziewać na koniec października/ początek listopada)
I to na razie tyle. Nic więcej nie wpada mi do głowy. Ale miesiące jesienne mam zamiar wykorzystać jak najbardziej się da. Wiadomo. Klimat jesieni nie zachęca. A bo to deszcz, wiatr, zimno (a br!) Ale warto spróbować. A tutaj pod spodem podrzucam wam dwa zdjęcia które skradły moje serducho. Na pierwszym listopad 2015 roku na drugim sierpień 2015 roku. Gdy na nie patrzę za każdym razem na usta nasuwają mi się dwa słowa.

Jest pięknie.

Czytaj dalej »